piątek, 2 listopada 2012

Rozdział 6


  Britney miała racje. Pomimo tego, że jest jeszcze ciemno na stacji w Kapitolu wita nas tłum ludzi. Z początku nie wiem jak mam się zachować. Nie wiem czy mam się uśmiechać, machać ludziom i wysyłać im buziaczki. Mdli mnie na samą myśl o tym. Ledwo powstrzymuję się od splunięcia im w twarze. Decyduję się im bliżej przyjrzeć. Przybieram obojętną minę i zaglądam w oczy istotom, które na pierwszy rzut oka wcale nie przypominają ludzi.
                Na żywo wyglądają jeszcze gorzej. Muszę przyznać, że trochę się ich boję. Przypominają mi o tym, jak daleko jestem od domu. O tym, że już nigdy do niego nie wrócę. Nawet w najmniejszym stopniu nie przypominają ludzi z Siódemki. Wątpię, żeby ktokolwiek kto mieszka w dystryktach wyglądał tak jak oni. Najbardziej przeraża mnie jedna kobieta, na moje oko ma trochę ponad 30 lat. Ma całkowicie zapadnięte policzki, jej kości policzkowe są bardziej szpiczaste niż u zwykłego człowieka. Jest łysa, ma na głowie coś w rodzaju korony z różanych gałązek. Kiedy otwiera buzię, żeby wykrzyczeć coś w naszą stronę przerażam się jeszcze bardziej. W każdym z jej zębów, na samym środku znajdują się mała dziurka. Przez każdą z nich przeprowadzony jest czerwony, neonowy łańcuszek. Odwracam od niej wzrok i przyśpieszam kroku.
                Wprowadzają nas do jakiegoś wielkiego budynku. Kiedy jesteśmy już w środku moje oczy nie mogą przyzwyczaić się do jasności, więc nie widzę wszystkiego wyraźnie. Dopiero po chwili orientuję się, że jesteśmy w Ośrodku Szkoleniowym. Tu będziemy mieszkać do czasu rozpoczęcia Igrzysk. Jesteśmy z Siódmego dystryktu, więc dostajemy do dyspozycji całe siódme piętro. Od razu karzą nam iść spać. Britney informują mnie, że jutro od samego rana zaczynamy przygotowania do Parady Trybutów. Idę do swojego pokoju, od razu kierują się do łazienki i biorę prysznic. Znajdują się tam tyle przycisków, że aż kręci mi się w głowie. Wciskam siódmy od góry i siódmy od dołu. Siódemka zawsze była moją szczęśliwą liczbą, więc teraz też dobrze trafiam. Woda ma zapach truskawek co bardzo dobrze komponuję się z lawendowym szamponem do włosów. W samym ręczniku rzucam się na łóżko, rozglądam się po pokoju. Muszę przyznać, że robi na mnie wrażenie. Pokój ma kształt koła, wszystkie meble są dopasowane kształtem do ścian. Łóżko też jest okrągłe. Naprzeciw niego znajduję się ogromne okno. Podchodzę do niego i od razu chce mi się płakać. Kapitol nocą jest niesamowity, ale ja tak bardzo chciałabym zobaczyć za oknem moje podwórko. Zamykam oczy i próbuję je sobie wyobrazić. To nie pomaga, muszę przygryźć mocno wargę, żeby nie zaszlochać. Od teraz muszę zachowywać się tak jakby już trafiła na arenę. „Płacz nie pomoże Nickowi” mówię sobie w myślach. Kładę się w ogromnym łóżku i sama jest zaskoczona tym, że tak szybko zasypiam.
                Teraz siedzę w samym szlafroku i czekam aż ktoś się mną zajmie. Jakaś kobieta parę minut temu kazała mi się rozebrać, wcale nie chciałam tego robić i chciałam jej powiedzieć, żeby sama to zrobiła, ale Johanna kazała mi robić wszystko co karzą.
                Zamieniłam z nią i z Nickiem parę zdań podczas śniadania. Ustaliliśmy jak mamy się zachowywać podczas przygotowań do parady. Nick ma być zaradnym i otwartym chłopcem, którym w rzeczywistości jest. Ja mam przede wszystkim zachowywać się spokojnie. Zazwyczaj umiem się dogadać z ludźmi, ale niestety nie spotkałam tu jeszcze nikogo kto przypominałby mi normalnego człowieka. Postanawiam się tym nie martwić, w końcu nie muszę się za często odzywać.
                Czekam jeszcze jakieś 10 minut aż do pokoju wchodzą dwaj mężczyźni. Kiedy podchodzą bliżej doznaję szoku, ponieważ są identyczni! Różni ich tylko kolor włosów, jeden z nich ma włosy koloru zielonego, a drugi różowego. Widząc moją minę obaj uśmiechają się szeroko.
                - Witaj, jestem Logan, a to jest mój brat Nogan – odzywa się ten w zielonych włosach. Mrugam parę razy, żeby odzyskać normalny wyraz twarzy.
                - Jesteśmy twoją ekipą przygotowawczą – ciągnie Logan – Mamy za zadanie doprowadzić cię do przyzwoitego stanu zanim zajmie się tobą twoja stylista Michel oraz jej nowa asystentka Nora.
                - Jasne – mówię i dodaję zanim zdążę ugryźć się w język – Przefarbowaliście włosy po to aby ludzie mogli was odróżnić?
Logan i Nogan wybuchają śmiechem. Bliźniacy od razy biorą się do pracy. Muszę przyznać, że jestem mile zaskoczona, ponieważ myślałam, że będą musiała znosić męczarnie. W sumie to nawet fajnie się czuję kiedy smarują mi ciało balsamem i myją włosy. Najgorsze jest usuwanie wszystkich niepotrzebnych włosów z mojego ciała. Strasznie piecze. Raz kiedy Nogan zrywa plaster z mojego lewego uda, w ostatniej chwile powstrzymuję się żeby nie strzelić go po dłoni. Wzięłam już porządny zamach, więc od razu widać co chciałam zrobić. Jestem przerażona, bo wiem, że mogę mieć przez to niezłe kłopoty. Na szczęście różowo włosy mówi tylko ze śmiechem :
                - Uu, patrz braciszku jaka bojowa dziewczyna! Zapowiadają się niezłe Igrzyska.
Kiedy bliźniacy wychodzą do pokoju przychodzą dwie kobiety. Domyślam się, że ta starsza to Michel, a ta młodsza to Nora. Michel chyba trochę przesadziła z operacjami plastycznymi nawet jak ja mieszkankę Kapitolu. Jej skóra jest tak pomarszczona, że przypomina mi suchą śliwkę. Jest chyba po sześćdziesiątce i porusza się bardzo wolno. Nora nie jest dużo starsza ode mnie. Ma dwadzieścia parę lat. Ma długie niebieskie włosy, zielonkawą cerę. Jej najbardziej charakterystyczną cechą są wielkie fioletowe oczy.
                Britney dobrze wykonała swoje zadanie, bo przygotowaniem mnie zajmuję się wyłącznie Nora. Michel siedzi tylko na fotelu zajada się masą czekoladowo-orzechową i od czasu do czasu komentuje coś chrapliwym głosem. Jej asystentka maluje mi paznokcie na zielono i robi delikatny makijaż. Kiedy kończy mam różowe policzki, pełne usta i pięknie pomalowane oczy. Nigdy się nie malowałam, a wręcz się tego obrzydziłam. Teraz jednak uważam, że wyglądam dobrze. Nawet bardzo dobrze.
                Cieszę się, że to właśnie Nora się mną zajmują. Jest bardzo miła i do po mino swoich kolorowych włosów i nienaturalnych oczu wcale nie przypomina innych mieszkańców Kapitolu. Moja stylista przymierza mi parę sukienek, a potem proponuję żebyśmy poszły na obiad. Kiedy wypowiada słowo „obiad” uzmysławiam sobie jak bardzo jestem głodna. Nie protestuję więc od razu jedziemy windą na nasze piętro. Michel zostaje tutaj.
                Podczas obiadu poznaję stylistę Nicka, Davida. Wydaję się nieśmiały, ma bujne brązowe włosy, ciemny makijaż i złote tatuaże. Praktycznie przez cały czas mnie obserwuję. Bardzo mnie to irytuję, już otwieram usta, żeby coś mu powiedzieć, ale Johanna mnie uprzedza. Domyśla się co zamierzam zrobić i kopie mnie w nogę pod stołem. Po obiedzie zjeżdżamy z powrotem na dół. Przymierzam jeszcze dziesiątki, a może nawet setki sukienek. Nora w końcu decyduję się na długą, przewiewna sukienkę. Góra sukienki jest koloru jasnozielonego, stopniowo w dół kolor zmienia się na coraz ciemniejszy zielony.
                 Nora kręci mi włosy i bardzo ciekawie je upina. Bierze gruby kosmyk moich gęstych włosów i plecie warkocza. Zaczyna od lewego ucha. Kiedy warkocz jest gotowy, owija go wokół mojej głowy. Warkocz przechodzi przez środek mojego czoła. Na koniec wplata w warkocz drobne kwiaty. Efekt jest świetny! Moja sukienka ma duże wcięcie na plecach, więc Nora bierze farbę do ciała i maluję mi coś na plecach. Wiercę się strasznie, ponieważ mam straszne łaskotki. Kiedy kończy przyciska jakiś przyciska w ścianie i z sufitu zjeżdża wysokie lustro. Coś stawie ja naprzeciw tego, które cały czasu tu stało. Staję między nimi, żeby zobaczyć dzieło mojej stylistki. Muszę przyznać, że Nora jest bardzo utalentowaną kobietą. Namalowała mi czarną farbą bujną gałązkę jakiejś nieznanej mi rośliny. Roślina ta prawie nie ma liście, w zasadzie to te liście właśnie z niej spadają. Nora namalowała parę mały listków lecących z wiatrem.
                Zakładam buty na wysokim obcasie i jestem już gotowa. Teraz cieszę się z tego, że jako dziecko brałam z Niną buty na obcasach jej mamy i bawiłyśmy się w nich, kiedy jej rodziców nie było w domu. Dzięki temu jest mi teraz łatwiej na nich chodzić, gdyby nie to pewnie leżałabym na ziemi co parę kroków. Jestem gotowa idealnie o czasie, więc od razu wychodzimy na plac przez rezydencją prezydenta.
                Po jakiś 5 minutach dołącza do nas Nick ze swoim stylistą. Wygląda bardzo ładnie. Nie mam czasu przyjrzeć się dokładniej , bo już musimy wsiadać na rydwan. Kiedy już tam stoimy i czekam na to, żeby wyjechać na plac, Nick zwraca się do mnie
                - Wziąłem coś dla ciebie.
                - Dla mnie? Niby co? – zastanawiam się. Mój młodszy brat daje mi medalion, który dostałam od wdowca. Zupełnie o nim zapomniałam. Uśmiecham się do Nicka szeroko i zakładam medalion. 

______________________________________________________________________________

Miałam trochę kłopotu z wymyśleniem stroju na paradę:D To chyba najlepsze ujęcie mojej wizji : ) Piszcie co szczerze o tym uważacie (: