Wchodzę do przedziału Nicka i układam w głowie to wszystko o czym muszę powiedzieć
młodszemu bratu. Nie będzie to niestety łatwa rozmowa, teraz już doskonale wiem
co muszę zrobić. Oczywiście, nie powiem o tym Nickowi, ale musimy ustalić to
jak będziemy się zachowywać do czasu oficjalnego rozpoczęcia Igrzysk i co
zrobimy po tym jak usłyszymy gong ogłaszający rozpoczęcie 68. Igrzysk
Głodowych.
Mój plan jest stosunkowo prosty. Z jednej strony muszę zaprezentować siebie jak
zawodowca, ale z drugiej muszę pokazać, że walczę za nas dwoje. Pokażę, że moim
cele nie jest zwycięstwo, lecz sprowadzenie Nicka do domu. Nie zamierzam płakać
i błagać o ludzi o to żeby pomogli przeżyć mojemu małemu braciszkowi! Pokażę,
że trzeba się ze mną liczyć, że umiem walczyć i, że przetrwam. Wtedy ludzie
będą na mnie stawiali, a raczej nie na mnie tylko na Nicka.
Po rozmowie z Nickiem stwierdzam, że mam szanse na to żeby mój plan się
powiódł. Mój brat da radę, przeżyje i zwycięży.
Stwierdzam też, że mamy szczęście, że jesteśmy z Siódmego Dystryktu.
Opracowałam plan, z którego jestem dumna. Wychowanie w Siódemce zapewnia znajomość
drzew, krzewów i innych roślin.
Ustaliliśmy, że po tym jak zabrzmi gong Nick ucieka jak najdalej się da, jeżeli
na swojej drodze napotka jakąś przydatną rzecz to może ją zabrać. W żadnym
wypadku nie wolno mu biec po coś z Rogu Obfitości. Nie, to moje zadnie. Muszę
zdobyć broń, nie musi być to oszczep, łuk czy topór. Wystarczy dobry nóż lub
dwa. Muszę myśleć jak zawodowiec, co może być trudne, bo najchętniej nie
odstępowałabym Nicka na krok. Niestety to niemożliwe, mój brat musi uciekać jak
najdalej się da od rzezi, która odbędzie się przy Rogu. Potem musi się ukryć, a
ja muszę go odnaleźć. Do tego właśnie jest przydatna znajomość różnych drzew.
Umówiliśmy się, że Nick zrobi mieszankę z soku dwóch liści, który daje
specyficzny kolor. Narysuję nim ślady na pniach drzew. Dla innych trybutów nie
będzie to znaczyć nic, a dla mnie to będą wskazówki do odnalezienie kryjówki
Nicka.
Teraz pozostaje mi tylko modlić się, żeby na arenie było choć trochę drzew.
Niestety to nie moje jedyne zadnie. Teraz muszę dogadać się z Johanną. Będzie
to trudne, ale to jedyne wyjście. Zostawiam Nicka i karzę mu spróbować się
zdrzemnąć. Idę do wagonu restauracyjnego i mam nadzieje, że szczęście mi
dopiszę i zastanę tam Johannę.
Jest tam, siedzi w tym samy miejscu do wcześniej i nalewa sobie do szklanki
jakiś brązowawy napój. Strasznie śmierdzi, więc wnioskuję, że to raczej nie
herbata. Johanna mnie ignoruje. Świetnie. Już bym wolała, żeby mnie wyrzuciła z
wagonu albo po prostu strzeliła mi w twarz. Siadam naprzeciwko niej i próbuję
wyczytać coś z jej oczu. Ludzi w naszym dystrykcie są zazwyczaj bardzo
przewidywalni. Wystarczy, że na nich spojrzę, a już wiem, że mają do mnie jakiś
interes. Z Johanną jest inaczej. W jej oczach nie widzę nic. Nie ma w nich
nawet złości na mnie. Nie ma nienawiści ani miłości, nie ma żalu ani radości,
nie ma zachwytu ani rozczarowania. Jest pustka.
Nagle robi mi się strasznie żal mojej mentorki. Nigdy jej za dobrze nie znałam.
Kiedyś mama Niny opowiadała mi, że po Igrzyskach straciła matkę. Nikt nie wie
jak to się stało. Dochodzę do wniosku, że chyba ją rozumiem. Nie chodzi mi o to
jak zachowała się na arenie, ale o to jak zachowuje się teraz. Stawiam się
teraz na jej miejscu. Pewnie też bym się tak zachowywała, gdyby Igrzyska
zabrały mi wszystko co miałam. Po zobaczeniu tej zimnej pustki bijącej z jej
oczu, wiem już, że się dogadamy.
- Pomoże mi pani. Wiem to – mówię prosto z mostu.
Johanna
wydaję się zaskoczona. Odstawia szklankę i spogląda na mnie. Tym razem ja
sięgam po brązowawy napój. Kiedy nalewam go do szklanki zaczynam mówić:
- Chcę, żeby pani zadbała o to, żebyśmy wypadli jak najlepiej przez
rozpoczęciem Igrzysk – informuję ją.
- Sądzisz, że to wam pomoże ? – Johanna prycha pod nosem.
- Na pewno nie pogorszy sytuacji. Niech pani po prostu dopilnuję tego, żeby
ludzie nas zauważyli. Chcę zdobyć sponsorów. Wiem, że to będzie trudne, ale nie
niewykonalne.
- Czyżbyś zmieniła zdanie ? Postanowiłaś jednak zwyciężyć ? – pyta mnie,
chociaż jestem pewna, że wiem, że wcale tak nie jest.
- Nie. Nadal jest tak jak było zawsze. Chcę ocalić Nicka. Myślę, że pani też na
tym skorzysta.
- A więc nadal chcesz żeby świat stał się lepszy? No dobrze. Niestety nie wiem
ja ci pomóc – nadal ma tak samo obojętny głos.
- Na szczęście ja wiem. Wymyśliłam plan.
- Ooo, tak! Plan zdesperowanej szesnastolatki , która chce ocalić kochanego
braciszka. Na pewno cały Kapitol padnie ci do stóp.
- Mam siedemnaście lat. Pokażę się jak zawodowiec, ale pokażę jednocześnie, że
moim celem jest zwycięstwo Nicka. Ktoś na pewno na mnie postawi. A raczej na
Nicka nie na mnie, ludzie wywnioskują, że z moją pomocą da radę wygrać.
- A gdzie w tym moja rola ?
- Musi pani postarać się o to, żebyśmy wyglądami jak najlepiej na paradzie
trybutów. Niech pani opowiada o nas ważnym ludziom w Kapitolu.
- Chcesz zabłysnąć na paradzie trybutów ? Przecież wiesz, że nasz stylista to
idiotka. Co roku dzieciaki z Siódemki są przebrane za drzewa.
- O to akurat ja mogę zadbać – odzywa się Britney, której wcześniej nie
zauważyłam. – Wiem o tym, że w tym roku mają być przyjęci nowi początkujący
styliści. Mogę pociągnąć za sznurki i załatwić kogoś nowego.
Posyłam jej szczery uśmiech. Piję mały łyk brązowawego napoju i od razu tego
żałuję. Smak jest jeszcze gorszy od zapachu. Pali mnie w ustach. W zasadzie to
pali mnie całe ciało. Piłam już kiedyś wino, ale nie miało ono aż tak
intensywnego smaku! Sięgam po mus owocowy, żeby nie zwymiotować.
- Zamierzasz barć ludzi na litość? – pyta Johanna.
- Oczywiście, że nie – odpowiadam z lekką wyższością w głosie. – Już mówiłam.
Postaram się być trochę jak zawodowcy. Niestety nie dam rady bez pani. Trybuci
z Jedynki, Dwójki i Czwórki mają zazwyczaj świetnych mentorów. Ty razem nie
może pani olać wszystkiego jak co roku – mówię wstając. Johanna milczy przez
chwilę. Odpowiada jakby zamyślona
- Tylko nie przynieś mi wstydu.
- Nie ośmieliłabym się – oddaję jej butelkę i idę do swojego przedziału. Kiedy
jestem już przy drzwiach moja mentorka zadaję mi krótkie pytanie:
- Co robisz kiedy chłopak zginie?
- Namieszam im trochę w tej pięknej imprezie – mówię po dłużej chwili
milczenia, ostrym i stanowczym głosem. Johanna
uśmiecha się krótko po raz pierwszy odkąd ją poznałam. Kiedy zamykam drzwi,
ogarnia mnie ciemność. Wiem co się właśnie stało. Serce mi przyśpiesza. Właśnie
wjeżdżamy do Kapitolu.