niedziela, 28 października 2012

Rozdział 5


Wchodzę do przedziału Nicka i układam w głowie to wszystko o czym muszę powiedzieć młodszemu bratu. Nie będzie to niestety łatwa rozmowa, teraz już doskonale wiem co muszę zrobić. Oczywiście, nie powiem o tym Nickowi, ale musimy ustalić to jak będziemy się zachowywać do czasu oficjalnego rozpoczęcia Igrzysk i co zrobimy po tym jak usłyszymy gong ogłaszający rozpoczęcie 68. Igrzysk Głodowych.
                Mój plan jest stosunkowo prosty. Z jednej strony muszę zaprezentować siebie jak zawodowca, ale z drugiej muszę pokazać, że walczę za nas dwoje. Pokażę, że moim cele nie jest zwycięstwo, lecz sprowadzenie Nicka do domu. Nie zamierzam płakać i błagać o ludzi o to żeby pomogli przeżyć mojemu małemu braciszkowi! Pokażę, że trzeba się ze mną liczyć, że umiem walczyć i, że przetrwam. Wtedy ludzie będą na mnie stawiali, a raczej nie na mnie tylko na Nicka.
                Po rozmowie z Nickiem stwierdzam, że mam szanse na to żeby mój plan się powiódł. Mój brat da radę, przeżyje i zwycięży.
                Stwierdzam też, że mamy szczęście, że jesteśmy z Siódmego Dystryktu. Opracowałam plan, z którego jestem dumna. Wychowanie w Siódemce zapewnia znajomość drzew, krzewów i innych roślin.
                Ustaliliśmy, że po tym jak zabrzmi gong Nick ucieka jak najdalej się da, jeżeli na swojej drodze napotka jakąś przydatną rzecz to może ją zabrać. W żadnym wypadku nie wolno mu biec po coś z Rogu Obfitości. Nie, to moje zadnie. Muszę zdobyć broń, nie musi być to oszczep, łuk czy topór. Wystarczy dobry nóż lub dwa. Muszę myśleć jak zawodowiec, co może być trudne, bo najchętniej nie odstępowałabym Nicka na krok. Niestety to niemożliwe, mój brat musi uciekać jak najdalej się da od rzezi, która odbędzie się przy Rogu. Potem musi się ukryć, a ja muszę go odnaleźć. Do tego właśnie jest przydatna znajomość różnych drzew. Umówiliśmy się, że Nick zrobi mieszankę z soku dwóch liści, który daje specyficzny kolor. Narysuję nim ślady na pniach drzew. Dla innych trybutów nie będzie to znaczyć nic, a dla mnie to będą wskazówki do odnalezienie kryjówki Nicka.
                Teraz pozostaje mi tylko modlić się, żeby na arenie było choć trochę drzew. Niestety to nie moje jedyne zadnie. Teraz muszę dogadać się z Johanną. Będzie to trudne, ale to jedyne wyjście. Zostawiam Nicka i karzę mu spróbować się zdrzemnąć. Idę do wagonu restauracyjnego i mam nadzieje, że szczęście mi dopiszę i zastanę tam Johannę.
                Jest tam, siedzi w tym samy miejscu do wcześniej i nalewa sobie do szklanki jakiś brązowawy napój. Strasznie śmierdzi, więc wnioskuję, że to raczej nie herbata. Johanna mnie ignoruje. Świetnie. Już bym wolała, żeby mnie wyrzuciła z wagonu albo po prostu strzeliła mi w twarz. Siadam naprzeciwko niej i próbuję wyczytać coś z jej oczu. Ludzi w naszym dystrykcie są zazwyczaj bardzo przewidywalni. Wystarczy, że na nich spojrzę, a już wiem, że mają do mnie jakiś interes. Z Johanną jest inaczej. W jej oczach nie widzę nic. Nie ma w nich nawet złości na mnie. Nie ma nienawiści ani miłości, nie ma żalu ani radości, nie ma zachwytu ani rozczarowania. Jest pustka.
                Nagle robi mi się strasznie żal mojej mentorki. Nigdy jej za dobrze nie znałam. Kiedyś mama Niny opowiadała mi, że po Igrzyskach straciła matkę. Nikt nie wie jak to się stało. Dochodzę do wniosku, że chyba ją rozumiem. Nie chodzi mi o to jak zachowała się na arenie, ale o to jak zachowuje się teraz. Stawiam się teraz na jej miejscu. Pewnie też bym się tak zachowywała, gdyby Igrzyska zabrały mi wszystko co miałam. Po zobaczeniu tej zimnej pustki bijącej z jej oczu, wiem już, że się dogadamy.
                - Pomoże mi pani. Wiem to – mówię prosto z mostu.
Johanna wydaję się zaskoczona. Odstawia szklankę i spogląda na mnie. Tym razem ja sięgam po brązowawy napój. Kiedy nalewam go do szklanki zaczynam mówić:
                - Chcę, żeby pani zadbała o to, żebyśmy wypadli jak najlepiej przez rozpoczęciem Igrzysk – informuję ją.
                - Sądzisz, że to wam pomoże ? – Johanna prycha pod nosem.
                - Na pewno nie pogorszy sytuacji. Niech pani po prostu dopilnuję tego, żeby ludzie nas zauważyli. Chcę zdobyć sponsorów. Wiem, że to będzie trudne, ale nie niewykonalne.
                - Czyżbyś zmieniła zdanie ? Postanowiłaś jednak zwyciężyć ? – pyta mnie, chociaż jestem pewna, że wiem, że wcale tak nie jest.
                - Nie. Nadal jest tak jak było zawsze. Chcę ocalić Nicka. Myślę, że pani też na tym skorzysta.
                - A więc nadal chcesz żeby świat stał się lepszy? No dobrze. Niestety nie wiem ja ci pomóc – nadal ma tak samo obojętny głos.
                - Na szczęście ja wiem. Wymyśliłam plan.
                - Ooo, tak! Plan zdesperowanej szesnastolatki , która chce ocalić kochanego braciszka. Na pewno cały Kapitol padnie ci do stóp.
                - Mam siedemnaście lat. Pokażę się jak zawodowiec, ale pokażę jednocześnie, że moim celem jest zwycięstwo Nicka. Ktoś na pewno na mnie postawi. A raczej na Nicka nie na mnie, ludzie wywnioskują, że z moją pomocą da radę wygrać.
                -  A gdzie w tym moja rola ?

                - Musi pani postarać się o to, żebyśmy wyglądami jak najlepiej na paradzie trybutów. Niech pani opowiada o nas ważnym ludziom w Kapitolu.
                - Chcesz zabłysnąć na paradzie trybutów ? Przecież wiesz, że nasz stylista to idiotka. Co roku dzieciaki z Siódemki są przebrane za drzewa.
                - O to akurat ja mogę zadbać – odzywa się Britney, której wcześniej nie zauważyłam. – Wiem o tym, że w tym roku mają być przyjęci nowi początkujący styliści. Mogę pociągnąć za sznurki i załatwić kogoś nowego.
                Posyłam jej szczery uśmiech. Piję mały łyk brązowawego napoju i od razu tego żałuję. Smak jest jeszcze gorszy od zapachu. Pali mnie w ustach. W zasadzie to pali mnie całe ciało. Piłam już kiedyś wino, ale nie miało ono aż tak intensywnego smaku! Sięgam po mus owocowy, żeby nie zwymiotować.
                - Zamierzasz barć ludzi na litość? – pyta Johanna.
                - Oczywiście, że nie – odpowiadam z lekką wyższością w głosie. – Już mówiłam. Postaram się być trochę jak zawodowcy. Niestety nie dam rady bez pani. Trybuci z Jedynki, Dwójki i Czwórki mają zazwyczaj świetnych mentorów. Ty razem nie może pani olać wszystkiego jak co roku – mówię wstając. Johanna milczy przez chwilę. Odpowiada jakby zamyślona
                - Tylko nie przynieś mi wstydu.
                - Nie ośmieliłabym się – oddaję jej butelkę i idę do swojego przedziału. Kiedy jestem już przy drzwiach moja mentorka zadaję mi krótkie pytanie:
                - Co robisz kiedy chłopak zginie?
                - Namieszam im trochę w tej pięknej imprezie – mówię po dłużej chwili milczenia, ostrym i stanowczym głosem. Johanna uśmiecha się krótko po raz pierwszy odkąd ją poznałam. Kiedy zamykam drzwi, ogarnia mnie ciemność. Wiem co się właśnie stało. Serce mi przyśpiesza. Właśnie wjeżdżamy do Kapitolu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz