czwartek, 11 października 2012

Rozdział 3


Paraliż, nie wiem skąd znam to określenie, ale chyba właśnie tak nazywa się to co się teraz ze mną dzieje. Nie mogę poruszyć żadną częścią ciała. Nick idzie chwiejnie na scenę a ja dalej stoję z zaciśniętymi kciukami. Mam wrażenie, że ogłuchłam. Nie słyszę prawie nic. Słyszę tylko kroki mojego młodszego brata i moje serce, które chce wyskoczyć z mojej piersi. W głowie mam pustkę, wszystkie rzeczy, które do tej pory zrobiłam są nie ważne. 
Kiedy Nick jest już na schodach, zauważam, że ktoś poruszył się w tłumie. Od razu rozpoznaję kim ten ktoś jest. To Daniel, no oczywiście, a któż by innym. To co widzę przywraca mi czucie w kończynach, za dobrze znam Daniela, doskonale wiem co właśnie chce zrobić. Zaczynam biec. Wiem, że na krótkich dystansach jestem szybsza od Daniela. Ludzie rozsuwają się bez słowa, na ich twarzach maluję się ogromne zdziwienia u , niektórych nawet przerażenie. Kątem okna zauważam, że ktoś biegnie za mną i nawet wiem kto. Jej rudych włosów nie da się pomylić z żadnymi innymi. Nina jest tuż za mną. Nie myślę o niczym po prostu przyspieszam, muszę dotrzeć do sceny przed moimi przyjaciółmi. 
Wykrzykujemy te słowa jednocześnie, ja, Nina i Dan. Są one doskonale słyszalne w całym Siódmym Dystrykcie. Nie, nie prawda. Całe Panem słyszy teraz "Zgłaszam się na ochotnika!"
Dobiegam do schodów jako pierwsza. Daniel i Nina są na miejscu zaraz po mnie. Za późno kochani, myślę. Nie, tak właściwie to w ogóle nie myślę. Nie kontroluję swojego zachowania, robi to za mnie mój instynkt. Wszyscy troje dyszymy ciężko, a wszyscy ludzie patrzą na nas zaskoczeni. Tylko jedna osoba nie zwraca na nas uwagi. Mój brat, który zdążył już zająć miejsce przeznaczone dla trybuta, stoi ze wzrokiem wbitym w przestrzeń. Ani Nina ani Daniel nie odzywają się, po protu stoimy i czekamy nie patrząc sobie w oczy. Po jakiś dwóch minutach w głośnikach rozbrzmiewa głos Britney Adams :
- Ojej! Ojej! Co za widowisko! Czegoś takiego jeszcze nie widzieliśmy od początku istnienia Igrzysk Głodowych! - woła do mikrofonu. - Proszę o wielkie brawa dla tej dzielnej trójki!
Jak się można było tego spodziewać nikt nie klaszcze. W naszym dystrykcie jest nadal idealnie cicho. Britney z zakłopotaniem rozgląda się po twarzach ludzi. Ja patrzę na Nicka. Jego twarz nie zdradza nic, jego oczy są pozbawione charakterystycznej dla siebie radości. Nasz burmistrz wreszcie odzyskuje mowę i podchodzi do mikrofonu. 
- Wybaczcie, moi drodzy, ale zupełnie nie wiem co teraz zrobić. - odzywa się szczerze zakłopotany. Dopatruję się w jego twarzy jeszcze jakiegoś uczucia, ale nie mam pojęcia co to jest. Troska? Współczucie? 
Mój mózg nie pracuję tak samo jak zawsze, więc nie rozważam różnych tylko odzywam się pierwsza:
- Byłam pierwsza - mój głos brzmi dobitnie i stanowczo. - To ja będę trybutką z Siódmego Dystryktu. Nina możesz już wrócić na miejsce. Ty też Ally. - odwracam głowę w kierunku ładniutkiej blondynki. 
Nina chce już coś powiedzieć, ale głos zabiera Johanna Mason do, której czuję nagły przypływ sympatii.
- Ochotniczki są dwie. Dwie niezrównoważone dziewczyny. Nigdy nie potkałam się z taką sytuacją, ale myślę, że ona ma racje - wskazuję palcem na mnie. - Była pierwsza. 
Burmistrz wydaję się jeszcze bardziej zakłopotany. Otwiera usta jakby chciał coś powiedzieć, ale chyba nie potrafi dobrać słów, więc tylko kiwa głową na znak zgody. Ally rusza w naszym kierunku. Jej krok jest chyba jeszcze bardziej chwiejny, niż kiedy szła na scenę. Mija nas bez słowa, a ja spoglądam Ninie w oczy. Są duże i zielone, widzę z nich odbicie swojej twarzy. Patrzę bez słowa jak w kąciku prawego oka pojawia się łza. Powoli spływa po jej jasnym policzku. Nie wiem co powiedzieć, więc łapię ją za rękę tak jak wczoraj pod szkolną ławką. Od tej chwili minęło chyba z 10 lat. Moja przyjaciółka ściska ją tak samo mocno, ale nie odchodzi. Stoimy tak przez jakieś 5 min, aż u boku Niny pojawia się Strażnik Pokoju. Puszczam jej rękę, a ona wbija wzrok w ziemię i odchodzi. 
Wchodzę po schodach i staję obok mojego brata. Nadal nie myślę, nie zdaję sobie sprawy z tego, że właśnie oficjalnie zostałam uczestniczką 68. Igrzysk Głodowych. Britney znowu próbuję przejąć kontrolę nad wszystkim i wykrzykuje do mikrofonu: "Proszę o gorące brawa dla naszej dzielnej trybutki". Nikt nie klaszcze. Znowu. Do mikrofonu podchodzi burmistrz Siódemki, który już się chyba trochę uspokoił.
- W sprawie chłopców sprawa jest znacznie prostsza. Ochotnik jest tylko jeden, więc chyba wszystko jasne. Uprzejmie proszę cię młody człowieku - patrzy na Daniela - zajmij wyznaczone miejsce. Daniel wchodzi po schodach, gdy nagle uwagę wszystkich przykuwa Nick.
- Nie - odzywa się bardzo spokojnym i słabym głosem - Daniel nie może zająć mojego miejsca, ponieważ ja też jestem ochotnikiem. Gdybym nie został wylosowany sam bym się zgłosił. Wygląda na to, że los mi dzisiaj sprzyja. 
Co on robi? Jego słowa przywracają mi normalny tok myślenia. Nigdy nie spodziewałabym się tego po moim młodszym bracie. Jednak dzięki nie mu dochodzi do mnie prawda. Niezależnie od tego jaką decyzję podejmą , z którymś z nich trafię na arenę. Z moim młodszym bratem albo z moim najlepszym przyjacielem. Nie wiem co robić. Z jednej strony z całego serca nie chcę, żeby Nick trafił na arenę, ale z drugiej nie mogę pozwolić, żeby Daniel zrobił dla mnie coś takiego. On chce chronić mojego brata, mnie i całą moją rodzinę. Nie, to mój obowiązek. Zresztą niezależnie od tego, którego wybiorą, jestem tu gdzie jestem, żeby go chronić i ocalić. Jeśli Dan trafi ze mną na arenę, będzie próbował zrobić to samo dla mnie, nigdy nie pozwoli mi się zabić samej, z Nickiem mogłoby pójść trochę łatwiej, chociaż sama w to nie wierzę. 
Mijają minuty, a nikt nie zabiera głosu. Wszyscy stoją z otwartymi ustami. Tym razem nawet Johanna wydaję się zaskoczona. Ja wbijam wzrok w przestrzeń i czekam. Gdyby na miejscu Daniela był ktoś inny, pewnie już dawno sama zniosłabym Nicka za sceny. Milczenie w końcu przerywa Britney, która widocznie nie może wytrzymać tego napięcia.
-Och, niech ten dzieciak jedzie na te Igrzyska, jeśli tak bardzo tego chce! Dosyć tego! Cyrk! Dosłownie cyrk!  - wykrzykuję. - Kto by pomyślał! Co za nerwy! Muszę zafundować sobie masaż, kiedy wreszcie pojedziemy do tego Kapitolu! Brawa dla naszych tegorocznych trybutów Emmy i Nicka Jonsonów!
Strażnicy Pokoju nie czekają na potwierdzenie tych słów przez burmistrza, pewnie sami mają już dość tej sytuacji. Podchodzą co nas, jeden z nich pokazuję, żebyśmy szli za nim. Zaczynam iść i czuję, że mam nogi jak z waty. Tuż obok mnie idzie mój młodszy brat! Mój młodszy brat właśnie trafił na Igrzyska! Teraz dociera do mnie cała powaga sytuacji. I ja i mój młodszy brat niedługo stoczymy walkę na śmierć i życie z 22 trybutami z innych dystryktów. I to ja będę musiała tą walkę wygrać, pokonać wszystkich przeciwników, a na koniec będę musiała zabić się sama. No tak przede mną trudny miesiąc, ale tylko tak sprowadzę Nicka do domu. 
Wchodzimy do Pałacu Sprawiedliwości i prowadzą nas do osobnych pokoi. Gdy tylko przekraczam próg zamykają się za mną drzwi. Jestem w dość dużym, ładnym pokoju. Na podłodze leży gruby dywan, z sufitu zwisają piękne żyrandole, a na ścianach znajdują się tapety o stonowanych, pasujących do siebie kolorach. Na środku stoi brązowa sofa, siadam na niej i ukrywam twarz w dłoniach. Nick. Przede wszystkich chronić Nicka. Ta myśl przelatują tysiące razy przez moją głowę, aż do pokoju wchodzi pierwsza osoba, która chce się ze mną pożegnać. Mama. Podnoszę wzrok i przez dłuższą chwilę patrzymy na siebie w milczeniu. Tylko nie płacz, powtarzam sobie. W końcu mama podchodzi i siada obok mnie. Opieram głowę na jej ramieniu a ona przytula mnie mocno. Przez cały czas szepcze mi do ucha, że mnie kocha. Mówi, że jestem taką córką jaką sobie wymarzyła. Ciągle powtarza słowa "Jesteś dla mnie najważniejsza". Ja nie mówię nic. Nie mam siły. Kiedy jednak przychodzi strażnik i mówi, że mama musi już iść, mówię do siebie "Weź się w garść dziewczyno. Prawdopodobnie widzisz matkę po raz ostatni raz w życiu, nie możesz nic nie powiedzieć" Mama wstaję i kiedy jest już przy drzwiach udaję mi się wykrztusić jedno zdanie  - Ja też cię kocham, bardzo. Mama spogląda na mnie po raz ostatni. Nie wypowiada tych słów na głos, ale ja doskonale wiem co powiedziała "Wiem córeczko. I będę o tym pamiętać. Ty też pamiętaj." 
Zaraz po mojej matce przychodzą Daniel i Nina. Kiedy na nich patrzę czuję się rozdarta. Czuję dwie rzeczy. Po pierwsze - wściekłość. Jak oni mogli pomyśleć, ża pozwolę im coś takiego zrobić?! Jak mogli pomyśleć, że to oni oddadzą życie za mnie i mojego brata, a ja będę siedzieć w domu przed telewizorem, popijając herbatkę. Po drugie, co przeważa, czuję wypełniającą mnie miłość do nich. Daję za wygraną i rzucam się im w ramiona. Stoimy we trójkę przytuleni do siebie. Muszę ukryć twarz we włosach Niny, ponieważ czuję, że po policzkach spływają mi łzy. Po raz pierwszy odkąd byłam małą dziewczynką, ktoś zobaczy jak płaczę. 
- Dlaczego nam nie pozwoliłaś? - pyta w końcu Nina.
- Kretynka i kretyn! - wykrzykuję.
- Gdybyśmy byli normalni, nie chciałabyś się z nami zadawać - odzywa się Daniel. Uśmiecham się przez łzy. Nie lubię, gdy ma racje kiedy jestem na niego wściekła. Przyciskam ich mocniej do siebie. Bardzo chciałabym im powiedzieć jak bardzo są dla mnie ważni, jak wiele im zawdzięczam. Chciałabym im powiedzieć, że zmienili moje życie na lepsze, że jestem lepsza dzięki temu, że byli przy mnie. Niestety jednak jak zawsze w takich chwilach, nie mówię nic. Bardzo chciałabym to w sobie zmienić, ale nigdy nie byłam dość silna. Zawsze zamiast dziękować tym, których kocham za to, że w ogóle są, ja milczę. Jednak w tym momencie to nie jest mój największy problem.
Dan i Nina muszą ich już wychodzić. Całuję Ninę w policzek, Daniel całuję mnie w czoło. Biorę się w garść, bo zaraz rozkleję się całkowicie. 
-Dziękuje. Za wszystko. Kocham was i zawszę będę - szepczę na pożegnanie. 
- My ciebie też kochamy - odszeptuje Nina.  Kiedy są już przy drzwiach Daniel odwraca się i uśmiecha się do mnie smutno.
- Napsuj tyle krwi ile się da, dobrze? Pokaż im kim jesteś i kim zawsze będziesz. No i najedz się porządnie - radzi mi.
Kiwam głową, Daniel posyła mi ostatnie spojrzenie i wychodzi. Siadam na sofie, ale już nie płaczę. Nie mogę. To nie pomoże przeżyć ani mi ani Nickowi. Nie wiem jak to się dzieje, ale czuję się jakbym już była na arenie. Płacz oznaczał przegranie bitwy. Trudno, przegrałam bitwę, ale to jeszcze nie oznacza, że przegrałam wojnę. Drzwi się otwierają i wchodzi niespodziewany gość. Wdowiec z drugiej części Siódmego Dystryktu, u którego często pracowałam. Nie za bardzo wiem jak się zachować. Zawsze rozmawialiśmy na tematy związane z pracą. Nigdy bym się nie spodziewała, że właśnie od zechcę się ze mną pożegnać, nawet nie pamiętam jak on się dokładnie nazywa. 
Wdowiec podchodzi bliżej nie spuszczając ze mnie wzroku. Ja też się mu uważnie przyglądam. Wygląda tak jak zawsze, no może ma odrobinę czystszą koszulę. Mężczyzna wzdycha głośno i odzywa się jako pierwszy:
- Chciałbym, żebyś to wzięła - wyciąga do mnie zaciśniętą pięść. Niepewnie wyciągam otwartą dłoń. Po chwili ląduję w niej złoty medalion, od razu widać, że jest wart bardzo dużo. Zastanawiam się czemu staruszek postanowił mi go podarować, przecież nic nas nie łączyło. Unoszę pytająco brwi, więc śpieszy z wyjaśnieniami.
- Należał do mojej żony. Była do niego bardzo przywiązana, to pamiątka rodzinna. Ja wiesz jednak niestety nie mam córki i chcę żeby ty go wzięła - mówi. - I nosiła na arenie, jako pamiątkę z rodzinnego dystryktu. Bardzo bym chciał, żeby przypominał ci on o ludziach, który cię kochają, to najbardziej pomaga w trudnych chwilach. 
Jestem tak zaskoczona, że tylko kiwa głową na znak, że to zrobię. Ściskam w ręce piękny medalion i kompletnie nie wiem jak się zachować. Wdowiec również wydaję się zakłopotany. Po dłuższej chwili milczenie mówi, że musi już iść. Wtedy parzę mu głęboko w oczy i próbuję z nich odczytać to co kierowało nim, kiedy zdecydował się mi dać medalion swojej zmarłej żony. 
- Dziękuję - mówię patrząc mu w oczy. Staruszek uśmiecha się smutno i wychodzi. Ja zostaję sama z jeszcze większym mętlikiem w głowie. Wtedy wchodzi ostatni człowiek, które chce się ze mną pożegnać, tata. 
To dla mnie nowe odczucie, ponieważ zawsze przy ojcu mogłam się wypłakać i zostać zrozumiana. Teraz nie mogę płakać i tak szczerze już nawet nie zbiera mi się na płacz. Tata siada obok mnie i zaczyna mówić bardzo cicho.
- Bardzo chciałbym powiedzieć ci teraz coś co dałoby ci nadzieje - widzę smutek w jego oczach. Wiem doskonale, że postąpiłam bardzo źle wobec rodziców. Teraz mogą stracić i syna i córkę. Ogarnij się!, krzyczę do siebie w myślach. Nie mogę sobie pozwolić na takie myśli, Nick wróci do domu. Koniec na ten temat. 
- Wiele razy w życiu nie wiedziałem co powiedzieć - mówi dalej ojciec - ale teraz jest inaczej, po prostu wiem, że nie ma słów na taką okazję. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego po co się zgłosiłaś. Wiem, że zamierasz ocalić Nicka. I powiem ci też, że na twoim miejscu postąpił bym tak samo - mój ojciec ma zły w oczach, po raz pierwszy w życiu płacze w mojej obecności - Jestem z ciebie dumny. Zawsze byłem i zawsze będę. 
- Wiem tato - kładę dłoń na jego ramieniu - Dbaj o mamę , dobrze? 
Ojciec przytula mnie do siebie, całuję go w policzek. Kiedy wchodzi, mam pewność, że mam najwspanialszych rodziców na świecie. Przykro mi tylko, że tak rzadko im to mówiłam, teraz już nie będę miała okazji.
Rozmyślam o wszystkich osobach, które przyszyły się ze mną pożegnać. Jeśli porównać to pożegnaniami innych trybutów z rodzinami i przyjaciółmi to moje były dość dziwne. Nikt nie życzył mi wygranej. Każdy doskonale wie co zamierzam zrobić. Wiedzą to wszyscy w dystryktach i wszyscy w Kapitolu, czyli sponsorzy też. Niedobrze. Cały nasz świat doskonale wie, że zamierzam popełnić samobójstwo. 

1 komentarz:

  1. Wow XD No, Żaneta, jestem dumna :3 Takiego obrotu spraw się nie spodziewałam. Wiedziałam, że Emma się zgłosi, ale czemu Nick został? Oj, komplikuje to nieco mój pogląd na tą sytuację.
    Czekam na rozdział 4, bo fajnie się zapowiada całe opowiadanie.
    Pozdrawiam.
    Mia (przez Ciebie znana jako Kotna :3).

    OdpowiedzUsuń