Paraliż, nie wiem skąd
znam to określenie, ale chyba właśnie tak nazywa się to co się teraz ze mną
dzieje. Nie mogę poruszyć żadną częścią ciała. Nick idzie chwiejnie na scenę a
ja dalej stoję z zaciśniętymi kciukami. Mam wrażenie, że ogłuchłam. Nie słyszę
prawie nic. Słyszę tylko kroki mojego młodszego brata i moje serce, które chce
wyskoczyć z mojej piersi. W głowie mam pustkę, wszystkie rzeczy, które do tej
pory zrobiłam są nie ważne.
Kiedy Nick jest już na
schodach, zauważam, że ktoś poruszył się w tłumie. Od razu rozpoznaję kim ten
ktoś jest. To Daniel, no oczywiście, a któż by innym. To co widzę przywraca mi
czucie w kończynach, za dobrze znam Daniela, doskonale wiem co właśnie chce zrobić.
Zaczynam biec. Wiem, że na krótkich dystansach jestem szybsza od Daniela.
Ludzie rozsuwają się bez słowa, na ich twarzach maluję się ogromne zdziwienia u
, niektórych nawet przerażenie. Kątem okna zauważam, że ktoś biegnie za mną i
nawet wiem kto. Jej rudych włosów nie da się pomylić z żadnymi innymi. Nina
jest tuż za mną. Nie myślę o niczym po prostu przyspieszam, muszę dotrzeć do
sceny przed moimi przyjaciółmi.
Wykrzykujemy te słowa
jednocześnie, ja, Nina i Dan. Są one doskonale słyszalne w całym Siódmym
Dystrykcie. Nie, nie prawda. Całe Panem słyszy teraz "Zgłaszam się na
ochotnika!"
Dobiegam do schodów jako
pierwsza. Daniel i Nina są na miejscu zaraz po mnie. Za późno kochani, myślę.
Nie, tak właściwie to w ogóle nie myślę. Nie kontroluję swojego zachowania,
robi to za mnie mój instynkt. Wszyscy troje dyszymy ciężko, a wszyscy ludzie
patrzą na nas zaskoczeni. Tylko jedna osoba nie zwraca na nas uwagi. Mój brat,
który zdążył już zająć miejsce przeznaczone dla trybuta, stoi ze wzrokiem
wbitym w przestrzeń. Ani Nina ani Daniel nie odzywają się, po protu stoimy i
czekamy nie patrząc sobie w oczy. Po jakiś dwóch minutach w głośnikach
rozbrzmiewa głos Britney Adams :
- Ojej! Ojej! Co za
widowisko! Czegoś takiego jeszcze nie widzieliśmy od początku istnienia Igrzysk
Głodowych! - woła do mikrofonu. - Proszę o wielkie brawa dla tej dzielnej
trójki!
Jak się można było tego
spodziewać nikt nie klaszcze. W naszym dystrykcie jest nadal idealnie cicho.
Britney z zakłopotaniem rozgląda się po twarzach ludzi. Ja patrzę na Nicka.
Jego twarz nie zdradza nic, jego oczy są pozbawione charakterystycznej dla
siebie radości. Nasz burmistrz wreszcie odzyskuje mowę i podchodzi do
mikrofonu.
- Wybaczcie, moi drodzy,
ale zupełnie nie wiem co teraz zrobić. - odzywa się szczerze zakłopotany.
Dopatruję się w jego twarzy jeszcze jakiegoś uczucia, ale nie mam pojęcia co to
jest. Troska? Współczucie?
Mój mózg nie pracuję tak
samo jak zawsze, więc nie rozważam różnych tylko odzywam się pierwsza:
- Byłam pierwsza - mój
głos brzmi dobitnie i stanowczo. - To ja będę trybutką z Siódmego Dystryktu.
Nina możesz już wrócić na miejsce. Ty też Ally. - odwracam głowę w kierunku
ładniutkiej blondynki.
Nina chce już coś
powiedzieć, ale głos zabiera Johanna Mason do, której czuję nagły przypływ
sympatii.
- Ochotniczki są dwie.
Dwie niezrównoważone dziewczyny. Nigdy nie potkałam się z taką sytuacją, ale
myślę, że ona ma racje - wskazuję palcem na mnie. - Była pierwsza.
Burmistrz wydaję się
jeszcze bardziej zakłopotany. Otwiera usta jakby chciał coś powiedzieć, ale
chyba nie potrafi dobrać słów, więc tylko kiwa głową na znak zgody. Ally rusza
w naszym kierunku. Jej krok jest chyba jeszcze bardziej chwiejny, niż kiedy
szła na scenę. Mija nas bez słowa, a ja spoglądam Ninie w oczy. Są duże i zielone,
widzę z nich odbicie swojej twarzy. Patrzę bez słowa jak w kąciku prawego oka
pojawia się łza. Powoli spływa po jej jasnym policzku. Nie wiem co powiedzieć,
więc łapię ją za rękę tak jak wczoraj pod szkolną ławką. Od tej chwili minęło
chyba z 10 lat. Moja przyjaciółka ściska ją tak samo mocno, ale nie odchodzi.
Stoimy tak przez jakieś 5 min, aż u boku Niny pojawia się Strażnik Pokoju.
Puszczam jej rękę, a ona wbija wzrok w ziemię i odchodzi.
Wchodzę po schodach i
staję obok mojego brata. Nadal nie myślę, nie zdaję sobie sprawy z tego, że
właśnie oficjalnie zostałam uczestniczką 68. Igrzysk Głodowych. Britney znowu
próbuję przejąć kontrolę nad wszystkim i wykrzykuje do mikrofonu: "Proszę
o gorące brawa dla naszej dzielnej trybutki". Nikt nie klaszcze. Znowu. Do
mikrofonu podchodzi burmistrz Siódemki, który już się chyba trochę uspokoił.
- W sprawie chłopców
sprawa jest znacznie prostsza. Ochotnik jest tylko jeden, więc chyba wszystko
jasne. Uprzejmie proszę cię młody człowieku - patrzy na Daniela - zajmij wyznaczone
miejsce. Daniel wchodzi po schodach, gdy nagle uwagę wszystkich przykuwa Nick.
- Nie - odzywa się bardzo
spokojnym i słabym głosem - Daniel nie może zająć mojego miejsca, ponieważ ja
też jestem ochotnikiem. Gdybym nie został wylosowany sam bym się zgłosił.
Wygląda na to, że los mi dzisiaj sprzyja.
Co on robi? Jego słowa
przywracają mi normalny tok myślenia. Nigdy nie spodziewałabym się tego po moim
młodszym bracie. Jednak dzięki nie mu dochodzi do mnie prawda. Niezależnie od
tego jaką decyzję podejmą , z którymś z nich trafię na arenę. Z moim młodszym
bratem albo z moim najlepszym przyjacielem. Nie wiem co robić. Z jednej strony
z całego serca nie chcę, żeby Nick trafił na arenę, ale z drugiej nie mogę
pozwolić, żeby Daniel zrobił dla mnie coś takiego. On chce chronić mojego
brata, mnie i całą moją rodzinę. Nie, to mój obowiązek. Zresztą niezależnie od
tego, którego wybiorą, jestem tu gdzie jestem, żeby go chronić i ocalić. Jeśli
Dan trafi ze mną na arenę, będzie próbował zrobić to samo dla mnie, nigdy nie
pozwoli mi się zabić samej, z Nickiem mogłoby pójść trochę łatwiej, chociaż
sama w to nie wierzę.
Mijają minuty, a nikt nie
zabiera głosu. Wszyscy stoją z otwartymi ustami. Tym razem nawet Johanna wydaję
się zaskoczona. Ja wbijam wzrok w przestrzeń i czekam. Gdyby na miejscu Daniela
był ktoś inny, pewnie już dawno sama zniosłabym Nicka za sceny. Milczenie w
końcu przerywa Britney, która widocznie nie może wytrzymać tego napięcia.
-Och, niech ten dzieciak
jedzie na te Igrzyska, jeśli tak bardzo tego chce! Dosyć tego! Cyrk! Dosłownie
cyrk! - wykrzykuję. - Kto by pomyślał! Co za nerwy! Muszę zafundować
sobie masaż, kiedy wreszcie pojedziemy do tego Kapitolu! Brawa dla naszych
tegorocznych trybutów Emmy i Nicka Jonsonów!
Strażnicy Pokoju nie
czekają na potwierdzenie tych słów przez burmistrza, pewnie sami mają już dość
tej sytuacji. Podchodzą co nas, jeden z nich pokazuję, żebyśmy szli za nim.
Zaczynam iść i czuję, że mam nogi jak z waty. Tuż obok mnie idzie mój młodszy
brat! Mój młodszy brat właśnie trafił na Igrzyska! Teraz dociera do mnie cała
powaga sytuacji. I ja i mój młodszy brat niedługo stoczymy walkę na śmierć i
życie z 22 trybutami z innych dystryktów. I to ja będę musiała tą walkę wygrać,
pokonać wszystkich przeciwników, a na koniec będę musiała zabić się sama. No
tak przede mną trudny miesiąc, ale tylko tak sprowadzę Nicka do domu.
Wchodzimy do Pałacu
Sprawiedliwości i prowadzą nas do osobnych pokoi. Gdy tylko przekraczam próg
zamykają się za mną drzwi. Jestem w dość dużym, ładnym pokoju. Na podłodze leży
gruby dywan, z sufitu zwisają piękne żyrandole, a na ścianach znajdują się
tapety o stonowanych, pasujących do siebie kolorach. Na środku stoi brązowa
sofa, siadam na niej i ukrywam twarz w dłoniach. Nick. Przede wszystkich
chronić Nicka. Ta myśl przelatują tysiące razy przez moją głowę, aż do pokoju
wchodzi pierwsza osoba, która chce się ze mną pożegnać. Mama. Podnoszę wzrok i
przez dłuższą chwilę patrzymy na siebie w milczeniu. Tylko nie płacz, powtarzam
sobie. W końcu mama podchodzi i siada obok mnie. Opieram głowę na jej ramieniu
a ona przytula mnie mocno. Przez cały czas szepcze mi do ucha, że mnie kocha.
Mówi, że jestem taką córką jaką sobie wymarzyła. Ciągle powtarza słowa
"Jesteś dla mnie najważniejsza". Ja nie mówię nic. Nie mam siły.
Kiedy jednak przychodzi strażnik i mówi, że mama musi już iść, mówię do siebie
"Weź się w garść dziewczyno. Prawdopodobnie widzisz matkę po raz ostatni
raz w życiu, nie możesz nic nie powiedzieć" Mama wstaję i kiedy jest już
przy drzwiach udaję mi się wykrztusić jedno zdanie - Ja też cię kocham,
bardzo. Mama spogląda na mnie po raz ostatni. Nie wypowiada tych słów na głos,
ale ja doskonale wiem co powiedziała "Wiem córeczko. I będę o tym
pamiętać. Ty też pamiętaj."
Zaraz po mojej matce
przychodzą Daniel i Nina. Kiedy na nich patrzę czuję się rozdarta. Czuję dwie
rzeczy. Po pierwsze - wściekłość. Jak oni mogli pomyśleć, ża pozwolę im coś
takiego zrobić?! Jak mogli pomyśleć, że to oni oddadzą życie za mnie i mojego
brata, a ja będę siedzieć w domu przed telewizorem, popijając herbatkę. Po
drugie, co przeważa, czuję wypełniającą mnie miłość do nich. Daję za wygraną i
rzucam się im w ramiona. Stoimy we trójkę przytuleni do siebie. Muszę ukryć
twarz we włosach Niny, ponieważ czuję, że po policzkach spływają mi łzy. Po raz
pierwszy odkąd byłam małą dziewczynką, ktoś zobaczy jak płaczę.
- Dlaczego nam nie
pozwoliłaś? - pyta w końcu Nina.
- Kretynka i kretyn! -
wykrzykuję.
- Gdybyśmy byli normalni,
nie chciałabyś się z nami zadawać - odzywa się Daniel. Uśmiecham się przez łzy.
Nie lubię, gdy ma racje kiedy jestem na niego wściekła. Przyciskam ich mocniej
do siebie. Bardzo chciałabym im powiedzieć jak bardzo są dla mnie ważni, jak
wiele im zawdzięczam. Chciałabym im powiedzieć, że zmienili moje życie na
lepsze, że jestem lepsza dzięki temu, że byli przy mnie. Niestety jednak jak
zawsze w takich chwilach, nie mówię nic. Bardzo chciałabym to w sobie zmienić,
ale nigdy nie byłam dość silna. Zawsze zamiast dziękować tym, których kocham za
to, że w ogóle są, ja milczę. Jednak w tym momencie to nie jest mój największy
problem.
Dan i Nina muszą ich już
wychodzić. Całuję Ninę w policzek, Daniel całuję mnie w czoło. Biorę się w
garść, bo zaraz rozkleję się całkowicie.
-Dziękuje. Za wszystko.
Kocham was i zawszę będę - szepczę na pożegnanie.
- My ciebie też kochamy -
odszeptuje Nina. Kiedy są już przy drzwiach Daniel odwraca się i uśmiecha
się do mnie smutno.
- Napsuj tyle krwi ile się
da, dobrze? Pokaż im kim jesteś i kim zawsze będziesz. No i najedz się
porządnie - radzi mi.
Kiwam głową, Daniel posyła
mi ostatnie spojrzenie i wychodzi. Siadam na sofie, ale już nie płaczę. Nie
mogę. To nie pomoże przeżyć ani mi ani Nickowi. Nie wiem jak to się dzieje, ale
czuję się jakbym już była na arenie. Płacz oznaczał przegranie bitwy. Trudno,
przegrałam bitwę, ale to jeszcze nie oznacza, że przegrałam wojnę. Drzwi się
otwierają i wchodzi niespodziewany gość. Wdowiec z drugiej części Siódmego
Dystryktu, u którego często pracowałam. Nie za bardzo wiem jak się zachować.
Zawsze rozmawialiśmy na tematy związane z pracą. Nigdy bym się nie spodziewała,
że właśnie od zechcę się ze mną pożegnać, nawet nie pamiętam jak on się
dokładnie nazywa.
Wdowiec podchodzi bliżej
nie spuszczając ze mnie wzroku. Ja też się mu uważnie przyglądam. Wygląda tak
jak zawsze, no może ma odrobinę czystszą koszulę. Mężczyzna wzdycha głośno i
odzywa się jako pierwszy:
- Chciałbym, żebyś to
wzięła - wyciąga do mnie zaciśniętą pięść. Niepewnie wyciągam otwartą dłoń. Po
chwili ląduję w niej złoty medalion, od razu widać, że jest wart bardzo dużo.
Zastanawiam się czemu staruszek postanowił mi go podarować, przecież nic nas
nie łączyło. Unoszę pytająco brwi, więc śpieszy z wyjaśnieniami.
- Należał do mojej żony.
Była do niego bardzo przywiązana, to pamiątka rodzinna. Ja wiesz jednak
niestety nie mam córki i chcę żeby ty go wzięła - mówi. - I nosiła na arenie,
jako pamiątkę z rodzinnego dystryktu. Bardzo bym chciał, żeby przypominał ci on
o ludziach, który cię kochają, to najbardziej pomaga w trudnych chwilach.
Jestem tak zaskoczona, że
tylko kiwa głową na znak, że to zrobię. Ściskam w ręce piękny medalion i
kompletnie nie wiem jak się zachować. Wdowiec również wydaję się zakłopotany.
Po dłuższej chwili milczenie mówi, że musi już iść. Wtedy parzę mu głęboko w
oczy i próbuję z nich odczytać to co kierowało nim, kiedy zdecydował się mi dać
medalion swojej zmarłej żony.
- Dziękuję - mówię patrząc
mu w oczy. Staruszek uśmiecha się smutno i wychodzi. Ja zostaję sama z jeszcze
większym mętlikiem w głowie. Wtedy wchodzi ostatni człowiek, które chce się ze
mną pożegnać, tata.
To dla mnie nowe odczucie,
ponieważ zawsze przy ojcu mogłam się wypłakać i zostać zrozumiana. Teraz nie
mogę płakać i tak szczerze już nawet nie zbiera mi się na płacz. Tata siada
obok mnie i zaczyna mówić bardzo cicho.
- Bardzo chciałbym
powiedzieć ci teraz coś co dałoby ci nadzieje - widzę smutek w jego oczach.
Wiem doskonale, że postąpiłam bardzo źle wobec rodziców. Teraz mogą stracić i
syna i córkę. Ogarnij się!, krzyczę do siebie w myślach. Nie mogę sobie pozwolić
na takie myśli, Nick wróci do domu. Koniec na ten temat.
- Wiele razy w życiu nie
wiedziałem co powiedzieć - mówi dalej ojciec - ale teraz jest inaczej, po
prostu wiem, że nie ma słów na taką okazję. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego
po co się zgłosiłaś. Wiem, że zamierasz ocalić Nicka. I powiem ci też, że na
twoim miejscu postąpił bym tak samo - mój ojciec ma zły w oczach, po raz
pierwszy w życiu płacze w mojej obecności - Jestem z ciebie dumny. Zawsze byłem
i zawsze będę.
- Wiem tato - kładę dłoń na
jego ramieniu - Dbaj o mamę , dobrze?
Ojciec przytula mnie do
siebie, całuję go w policzek. Kiedy wchodzi, mam pewność, że mam
najwspanialszych rodziców na świecie. Przykro mi tylko, że tak rzadko im to
mówiłam, teraz już nie będę miała okazji.
Rozmyślam o wszystkich
osobach, które przyszyły się ze mną pożegnać. Jeśli porównać to pożegnaniami
innych trybutów z rodzinami i przyjaciółmi to moje były dość dziwne. Nikt nie
życzył mi wygranej. Każdy doskonale wie co zamierzam zrobić. Wiedzą to wszyscy
w dystryktach i wszyscy w Kapitolu, czyli sponsorzy też. Niedobrze. Cały nasz
świat doskonale wie, że zamierzam popełnić samobójstwo.
Wow XD No, Żaneta, jestem dumna :3 Takiego obrotu spraw się nie spodziewałam. Wiedziałam, że Emma się zgłosi, ale czemu Nick został? Oj, komplikuje to nieco mój pogląd na tą sytuację.
OdpowiedzUsuńCzekam na rozdział 4, bo fajnie się zapowiada całe opowiadanie.
Pozdrawiam.
Mia (przez Ciebie znana jako Kotna :3).