poniedziałek, 8 października 2012
Rozdział 1
Otwieram oczy, gdy Nick puszcza moją rękę. Zasuwa bluzę. Weź się w garść, mówię do siebie. To już pora grać dobrą minę do złej gry. Przywołuję uśmiech, puszczam rękę Daniela i zwracam się do młodszego brata
- Jak tam w szkole, młody? - pytam.
Nick wzrusza ramionami. Świetnie, zajęcie go czymś będzie trudniejsze niż myślałam. Niby dopiero co zaczęłam rozmowę, ale za dobrze go znam, żeby nie mieć pewności o czym teraz myśli.
- Nie najgorzej - odpowiada po dłuższej chwili. - Uczyliśmy się o Dwunastce. To najmniejszy dystrykt w całym Panem, prawda?
- Zgadza się - odpowiadam. - Ale najmniejszy nie oznacza najgorszy. Wiesz, mają bardzo ciekawe śluby... - urywam, nie umiem zebrać myśli.
Nina widzi co się dzieje i bierze ciężar rozmowy na siebie. Opowiada i o tym zwyczaju i o jeszcze kilku innych. Ja się nie odzywam. Tylko co jakiś czas potwierdzam jej słowa skinięciem głowy. Po jakiś 10 min drogi Nina musi skręcić w drugą stronę. Mieszka w bogatszej dzielnicy Siódemki. Żegnam się z nią. Mocno mnie przytula i szepcze mi do ucha
- Jutro kolacja u mnie. Rosołek z kury, tak jak lubisz.
Uśmiecham się i ściskam ją jeszcze mocniej. Potem stoję jeszcze przez chwilę i patrzę jak odchodzi, a jej długie rude włosy powiewają na wietrze. Na drodze jesteśmy już prawie tylko my więc Daniel włącza się do rozmowy.
- Angela tylko nie drażnij dzisiaj mamy. Nie chcę żeby znowu przepłakała całą noc. - zwraca się do swojej młodszej siostry.
Walę go łokciem w bok i piorunuję spojrzeniem. Ostatnie czego nam teraz trzeba to takie teksty. Prycha pod nosem, a ja mam ochotę strzelić go w łeb. Powstrzymuję się ze względu na mojego brata i Angelę. Szybko szukam w myślach tematu, który powinien nas choć trochę rozweselić.
- Hej, Dan pokazywałeś już Nickowi swoje ostatnie dzieło? - Daniel świetnie radzi sobie z rzeźbieniem. W ten sposób często sobie dorabia. Mój brat uwielbiam jego dzieła i sam też rzeźbi. Nie jest jeszcze tak dobry jak Daniel, ale całkiem nieźle mu to idzie jak na jego wiek. Dan wyciąga z plecaka pięknie wyrzeźbiony kwiat. To słonecznik. Angela i Nick podziwiają rzeźbę, a ja myślę co zrobić po tym jak wrócimy do domu. Na początek muszę zmusić mamę, żeby coś zjadła. Pewnie nie przełknęła ani kęsa jedzenia od wczorajszego obiadu. Potem może wybiorę się na spacer z Nickiem. O 17:30 muszę stawić się na szkoleniu związanym z moją przyszłą pracą. Nie mam jakiegoś szczególnego talentu, dzięki któremu mogłabym się w przyszłości utrzymać. Czeka mnie przyszłość mniej więcej taka sama jak 90 procent ludzi w naszym dystrykcie. Będę pracowała przy ścinaniu drzew, zbieraniu z nich owoców, liści i przy sadzeniu nowych drzew i krzewów.
Dochodzimy właśnie do naszego domu. Żegnamy się z Danem i Angelą i wchodzimy do środka. Mama stoi w kuchni , przodem do okna, więc nie widzimy jej twarzy. Może to i lepiej, pewnie ma zapuchnięte oczy. Proponuję Nickowi żebyśmy umyli ręce i od razu zabrali się do jedzenia. Jemy zupę z resztek warzyw z naszej spiżarni. Rozmowa się nie klei. Mama z ciężko wymuszonym uśmiechem pyta nas jak w szkole. Cieszę się, że Nina powiedziała mojemu bratu te ciekawostki o Dwunastce, właśnie teraz opowiada o nich mamie. Ja nie muszę się udzielać w rozmowie i to mi bardzo odpowiada. Po obiedzie Nick idzie odrobić lekcje, ja nie mam nic zadane, ponieważ w starszych klasach nie zadają nic przed dożynkami. To polecenie z Kapitolu. Och, jacy oni wspaniałomyślni!
Teraz muszę porozmawiać z mamą. Może porozmawiać to za duże słowo. Ja będę mówić, ona będzie słuchać. Musze pokazać jej, że wcale nie przejmuję się dożynkami, że nie boję się tego co przyniesie jutro. Nie jest to łatwe. Nie jestem dobra w pocieszaniu ludzi , zwłaszcza że moje słowa to głównie kłamstwa. Zawsze staram się być szczera choćby nie wiem jak to bolało. Teraz to będzie jednak za bardzo bolesne dla mamy , zresztą dla mnie też. Po tej kulawej próbie pocieszenia matki, rezygnuję ze spaceru z Nickiem. Nie dam rady więcej kłamać. A już na pewno nie Nickowi. Kładę się na łóżku, obok mojego kota Błyszczka i zwijam się w kłębek. Jego imię wzięło się od charakterystycznego błysku w oku. Uwielbiam koty. Są podobne do mnie. Lubią pieszczoty ale bez przesady, są wierne no i chodzą własnymi drogami. Przed 17 wychodzę z domu i idę na szkolenie. Jedyny pożytek jaki z niego płynie jest taki, że przynajmniej zajmę czymś myśli.
Kiedy wracam do domu jest już ciemno. Mój tata piję herbatę w kuchni. Kiedy wchodzę wstaje i bez słowa przywołuje mnie ręką. Rzucam mu się na szyję tak samo jak wtedy kiedy byłam małą dziewczynką. Przytula mnie i głaszczę po włosach. Siadamy na krześle i siedzimy tak godzinę, dwie, może więcej. Ostatnie co pamiętam to to, że przenosi mnie do pokoju mojego i Nicka, kładzie na łóżku i całuje w czoło.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz