czwartek, 18 października 2012

Rozdział 4


Nie mam czasu na dalsze rozmyślenia, bo przychodzi strażnik i mówi, że pora już iść. Zakładam medalion na szyję, zamykam oczy i staram się zapamiętać twarze moich bliskich. Nie twarze osób, które przyszły się dzisiaj ze mną pożegnać, lecz ludzi szczęśliwych. Roześmianych, lub w przypadku Niny czy Daniela płaczących ze śmiechu. 
Biorę głęboki oddech i wychodzę z pokoju. Z pokoju obok wychodzi mój brat, od razu wiem, że płakał. Nie wiem jak my teraz będziemy ze sobą rozmawiać. W historii Igrzysk zdarzyło się raz czy dwa, że starsze rodzeństwo zgłaszało się za młodsze. Jeszcze nigdy jednak nie zdarzyło się coś takiego jak dzisiaj w Siódmym Dystrykcie. Jeszcze nigdy trybutami nie byli brat i siostra, a już na pewno oboje nie zgłosili się z własnej woli. No bo przecież na to wychodzi, przecież Nick mógł po prostu pozwolić na to, żeby Daniel zajął jego miejsce. Tak się jednak nie stało, mój brat jest za bardzo podobny do mnie. Nie mógłby na to pozwolić. 
Wychodząc z Pałacu Sprawiedliwości wymieniamy jednak kilka zdań. Dowiaduję się, że Nick również ma już swój talizman, który będzie nosił na arenie jako pamiątkę z domu. Daniel dał mu wyrzeźbiony przez siebie kwiat. Rozpoznaję go od razu. To słonecznik, ten sam, który Daniel pokazywał mu wczoraj po szkole. 
Na peronie stoi prawie cały nasz dystrykt. Ludzie mają łzy w oczach. Nie mogę patrzeć bezpośrednio na ich twarze, bo wiem, że zaraz sama się rozkleję. Wsiadamy do luksusowego pociągu, rodem z Kapitolu. Podchodzę do okna i wtedy dopiero szukam moich bliskich. Od razu rozpoznaję ich w tłumie. Stoją tam razem, moi rodzice i przyjaciele. Ojciec obejmuję matkę, Nina i Daniel trzymają się za ręce. Ja stoję w bezruchu i patrzę prosto w oczy mojemu ojcu. "Dbaj o nich", powtarzam w myślach. "O nich wszystkich." 
Nie możemy jeszcze ruszać, ponieważ nie zjawiła się nasza mentorka, Johanna. Musimy czekać jeszcze 5 minut, zanim raczy się pojawić. Przechodzi koło nas bez słowa. Wiem, że muszę się z nią dogadać, bo właśnie ona jest jedynką osobą, która może mi pomóc sprowadzić Nicka do domu. Britney informuję nas, że mamy udać się do wagonu restauracyjnego i coś zjeść. Potem musimy iść wcześnie wstać, ponieważ do Kapitolu dojedziemy około 4 nad ranem. Będziemy musieli wstać godzinę wcześniej, żeby się jakoś przyzwoicie ubrać i rozbudzić, żeby nie wyglądać jakbyśmy dopiero wstali. Na peronie będą kamery i Britney uważa, że pierwsze wrażenie jest bardzo ważne. Mam ochotę powiedzieć jej, że mam to gdzieś, ale w ostatniej chwili gryzę się w język. Wiem co musze zrobić, żeby spodobać się sponsorom, przede wszystkim muszę spodobać się widzom z Kapitolu. Nie jestem w tym dobra, więc postanawiam zdać się na naszą opiekunkę. Przez chwilę stoję i rozmyślam o tym co oznacza ubrać się "przyzwoicie" dla ludzi w Kapitolu. Do rzeczywistości przywołuję mnie nagłe zahamowanie pociągu. 
- Postaraj się coś zjeść. Najlepiej najwięcej jak tylko możesz. Nie musisz dużo rozmawiać, ja załatwię wszystko z Johanną. Ty tylko nie płacz, dobrze? - zwracam się do młodszego brata. W innej sytuacji nigdy nie powiedziałabym mu tego prosto z mostu, ale teraz nie ma innej opcji. Nick nie jest już taki znowu mały, rozumie wiele rzeczy i to lepiej niż wcześniej myślałam. 
- Jasne - odpowiada, bierze głęboki oddech i pierwszy rusza do wagonu restauracyjnego. 
Kiedy wchodzę do wagonu za Nickiem, aż otwieram usta ze zdziwienia. Szybko je zamykam i zajmuję miejsce na przeciw Britney. Stół jest tak zastawiony jedzeniem, że dałoby radę zrobić z niego zapasy na cały rok! Nakładam na talerz kawałki kurczaka, pieczone ziemniaczki i kopiec apetycznie wyglądającej sałatki. Zjadam wszystko w błyskawicznym tempie, ziemniaczki są tak dobre, że biorę ich jeszcze dwie dokładki. Popijam wszystko sokiem jabłkowym i winogronowym. Podczas posiłku prawie nie rozmawiamy. Britney tylko od czasu do czasu prawi nam komplementy jak bardzo jesteśmy zadbani i nauczeniu dobrych manier w porównaniu z trybutami z Siódemki z ostatnich lat. Gdyby nie było tu mojego brata, pewnie zaczęłabym bekać i jeść z otwartymi ustami, czy coś w tym stylu. W tej sytuacji jednak muszę wszystko przemyśleć dwa razy i zadać sobie pytanie czy pomogę tym Nickowi. 
Po skończonym posiłku, Britney proponuję, żebyśmy od razu poszli spać. Ruszamy w stronę wyjścia, kiedy jesteśmy już przy drzwiach szepczę do brata:
- Idź pod prysznic. Zaraz do ciebie przyjdę.
Kiwa głową i wychodzi, a ja odwracam się z powrotem do Britney i Johanny. Nasza opiekunka patrzy na mnie pytająco, a ja od razu przechodzę do sedna i zwracam się do Johanny:
- Jaki ma pani plan? - pytam.
- Czy ty na prawdę myślisz, że będę się tym przejmować? - patrzy na mnie z rozbawieniem. - Po co? Skoro i tak zamierzasz się poświęcić, żeby ocalić kochanego braciszka. Szkoda mojego zachodu. 
- Więc co? Mamy sobie radzić sami? Nawet pani nie spróbuję? Przecież to pani obowiązek! Ma pani pomóc na przeżyć za wszelką cenę! - wybucham.
- Przykro mi to mówić, ale niestety nie ma ratunku dla niezrównoważonych smarkaczy. Wy ludzi, który udają szlachetnych zawsze kończycie tak samo. W myślach często nazywam takich jak ty sentymentalną miernotą - Johanna jest chyba rozbawiona całą tą sytuacją, albo taką udaje.
- No bo wie pani, istnieją ludzie, którzy mają prawdziwe uczucia. Nie okazują ich na pokaz, czy dla własnej korzyści - mówię z irytacją w głosie i wychodzę z wagonu. Każdy w Panem doskonale wie co miałam na myśli, mam nadzieje, że Johanna nie jest wyjątkiem. 
Johanna Mason kiedy trafiła na arenę, zastosowała żałosną taktykę. Udawała słabeusza, ciągle płakała. Rywale nie zawracali sobie nią głowy. Kiedy na arenie pozostała już tylko garstka trybutów, sprawnie zmieniła się w maszynę do zabijania. 
Teraz jestem na nią tak strasznie wściekła, że mam ochotę pozbawić ją wszystkich zębów, aby tylko zmazać jej z twarzy ten okropny uśmieszek! Idę do swojego przedziału, zdejmuję bluzkę mamy i czarną spódnicę. Wyjmuję z szafki pierwsze lepsze spodnie i koszulkę. Zdejmuję medalion i wkładam go po poduszkę. Teraz idę do przedziału Nick, czas szczerze porozmawiać. Nie ma innego wyjścia, jestem zdana tylko na siebie. Sama musze wymyślić jakąś taktykę. W zasadzie jest tylko jedno wyjście. Muszę  pokazać się jak najlepiej, wtedy ludzie będą stawiali na mnie, a raczej na Nicka. Muszę zwrócić uwagę sponsorów. Pokazując siebie z najlepszej strony będę miała szanse uratować mojego brata. No nic, muszę zacisnąć zęby i zrobić to co trzeba. Na początek postanawiam sobie wyznaczyć pierwsze cele. Najpierw muszę się dogadać z Johanna i Britney. Tak i to jak najszybciej się da. 


______________________________________________________________________________________

Tak wgl. to się wam jeszcze nie przedstawiłam:D No więc, mam na imię Żaneta i mam 14 lat :) 
Uwielbiam pisać ff, a to jest mój pierwszy w tematyce Igrzysk, więc proszę o szczerze opinię, bo chce wiedzieć, co robię nie tak : ) Przepraszam, że ten rozdział jest taki krótki, ale jestem już w trakcie pisania kolejnego :D

2 komentarze:

  1. Fajnie Ci to idzie :3 Naprawdę jestem ciekawa, co wymyśli Emma. To dość niezrozumiałe na razie dla mojej psychiki, ale chyba chodzi o godzinę ^^ Może innym razem bym coś wymyśliła, takie malutkie hipotezy.
    Johanna, cała Johanna! I taka jest najlepsza. Obojętna, mająca wszystko gdzieś, ale myślę, że się przekona do trybutów, którym ma pomagać.
    Czekam na next. :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to właśnie przez Johannę wybrałam Siódmy Dystrykt :3

      Usuń